środa, 27 maja 2015

Thunderbolts, Wiara w potwory

Trzeba przyznać, że Wielka Kolekcja Komiksów Marvela, to był strzał w dziesiątkę na Polskim rynku. Dzięki temu fani obrazkowych opowieści mogą czytać najważniejsze historie z Domu Pomysłów jakie zostały wydane. Czasami jednak zdarzają się opowieści archaiczne, nudne, niedopracowane lub wyjęte z kontekstu. Niestety to ostatnie stwierdzenie dotyczy pięćdziesiątego siódmego tomu zatytułowanego "Thunderbolts, Wiara w potwory".

Kiedy mieszkańcy Ameryki przestali ufać superbohaterom, ponieważ część z nich stała się według rządu zagrożeniem. W świetle jupiterów staje odnowiona grupa Thunderbolts, złożona ze zreformowanych przestępców, a dowodzona przez Normana Osborna. Teoretycznie uzdrowionego z jego alter ego Zielonego Goblina. Jednak wśród członków drużyny tworzą się konflikty, każdy z nich musi poradzić sobie z problemami związanymi ze swoimi umiejętnościami. Osobno są oni złoczyńcami, którzy walczyli z wieloma popularnymi herosami. Czy Amerykanie są gotowi zaufać grupie kryminalistów, którzy mają za zadanie wyłapać niezarejstrowanych herosów?

Autorem historii jest Warren Ellis, który za sterami Thunderbolts stanął raptem na dwanaście numerów. Wcześniej dla Marvela tworzył takie serie jak Doom 2099 czy Excalibur. Niestety dla osób nie znających Wojny Domowej (Civil War), ten komiks nie jest dobrym tytułem. W całości dotyczy on wydarzeń ze wspomnianej serii i rozgrywa się w jego trakcie. Thunderbolts to drużyna w której spotkamy złoczyńców, udających tych dobrych z planami na pokutę. Drużyna złych pracująca dla rządu za całkiem niezłe wynagrodzenie a to bardzo dobry pomysł, który dobrze się sprawdzał do pewnego czasu. W tej opowieści dostajemy niestety podrzędnych herosów, i średnio lubianych złoczyńców. Co prawda mamy tu Venoma, Moonstone i fenomenalnego Bullseye'a, ale to nie ratuje tego komiksu. Nowy skład, nowy lider w tym zdegradowana Songbird (wiele osób ją kojarzy ale tak naprawdę nie zna), oraz nowe problemy. Każdy jest indywidualistą i nie potrafi działać w drużynie, a na dodatek nie mogą nikogo zabić, gdyż są na celowniku mediów. Ellis dobrze kombinuje. Dialogi są trafne, dosadne i nie brakuje ciętego języka. Świetnie rozpisany został Bullseye, który pełni rolę broni ostatecznej. Jednak pomimo tego brak tu historii, po przeczytaniu odkłada się komiks na półkę i zapomina. Nic tu się nie dzieje. Thunderbolts są wysyłani aby złapać jakiegoś pseudoherosa, wygrywają i tak dalej. Przerywane jest to odprawami lub szaleństwem Osborna. Nic tu się nie dzieje. Jest to tylko wypełniacz do całego dużego wydarzenia jakim jest Wojna Domowa.

Za rysunki odpowiada brazylijski rysownik Mike Deodato Jr. To jest chyba jedyny pozytywny aspekt komiksu. Rysunki są brutalne, pełne akcji a czasami wręcz makabryczne. Walki są dynamiczne, dopracowane i można odnieść wrażenie jakby oglądało się film akcji. Deodato dba o szczegóły i nie zamyka się tylko na małych powierzchniach. Wszystko jest mroczne, ciemne i momentami przytłaczające. O to właśnie powinno chodzić w komiksie o złoczyńcach i potworach.

Thunderbolts: Wiara w potwory to komiks rozczarowujący. Brak fabuły niszczy dobre rysunki, bo ileż można oglądać bezsensownej nawalanki. Kilka dobrze poprowadzonych postaci nie nadrobi całej masy miałkich herosów i złoczyńców. O tej drużynie każdy chyba słyszał, każdy się z nią spotkał w mniejszych bądź większych wydarzeniach w uniwersum Marvela. Może i pierwsze numery za czasów Zemo i Mistrzów Zła były dobre, teraz jednak jest to marny komiks. Zwłaszcza jeżeli ktoś ma za sobą lekturę z Dark Avengers prowadzonymi przez Normana Osborna.

Ocena: 4/10

środa, 20 maja 2015

Wonder Woman: Krew

Wydawnictwo Egmont po sukcesie z Ligą Sprawiedliwości, Batmanem i Supermenem postanowiło wydać pierwszy w naszym kraju komiks o solowych przygodach najbardziej znanej amazonki czyli Wonder Woman. "Krew" to wydanie zbiorcze pierwszych sześciu zeszytów wydanych po restarcie uniwersum i flagowane jest jako New DC 52. Wzbudza ona skrajne emocje u czytelników i ma chyba taką samą liczbę zwolenników co przeciwników. Dlaczego? Mam nadzieję, że ta recenzja zachęci was do przeczytania tego komiksu i określeniu się po jednej ze stron.

W nowej odsłonie po restarcie całego komiksowego uniwersum DC Wonder Woman przeszła pewną metamorfozę. Okazuje się, że jest ona obecnie córką Zeusa i królowej Amazonek Hippolity, a czytelnik zastaje ją kiedy poznaje Zole - młodą kobietę, która spodziewa się dziecka. Nagle życiu kobiety zaczyna zagrażać niebezpieczeństwo, kiedy Hera dowiaduje się o istnieniu nowego dziecka Zeusa. Kolejna zdrada męża doprowadza ją do wściekłości. Zazdrosna kobieta postanawia zabić matkę wraz z jej nienarodzonym dzieckiem, zwłaszcza, że w powietrzu wisi pewna przepowiednia.

"Krew" to początek nowej historii o walecznej amazonce napisany przez Briana Azzarello, który znany jest ze scenariusza do takich komiksów jak "100 naboi" czy "Joker". Zadanie udało mu się w takim stopniu, że jego seria została uznana za jedną z najlepszych z 52 tytułów, które wydawnictwo wypuściło po restarcie. Jest to dobrze rozpisana historia bazująca na typowej greckiej tragedii. Najważniejsze są tu relacje wewnątrzrodzinne jak i dążenie do władzy na Olimpie przez potomstwo Zeusa. W tym układzie zawiązują się różnego rodzaju sojusze, pakty a to wszystko po to aby zdenerwować Herę lub zgładzić potomka Zeusa. W całym tym zamieszaniu centralną postacią jest Wonder Woman, która postanawia bronić Zoli za wszelką cenę. Azzarello sięga w swojej historii po takie tematy jak walka o dominację, poczucie tożsamości lub też przynależność do różnego rodzaju kręgów i światów. Opowieść aż kipi od mitologii greckiej, która w komiksach z amazonką zawsze była jednym z głównych aspektów. Tym razem jest ona przedstawiona bez patosu i interesujący sposób ukazuje nam greckich bogów i pół-bogów. Scenariusz wciąga i z każdą kolejną stroną komiksu chcemy chłonąć dalsze wątki opowieści.

Zbiorczy album "Krew" to sześć pierwszych zeszytów, w których pierwsze cztery zeszyty są rysowane przez bardzo dobrego rysownika Cliffa Chianga, a dwa kolejne przez Tony'ego Akinsa. Pierwszy z nich prezentuje swój indywidualny styl. Kreska jest mocna, prosta i kanciasta. Dzięki temu już na pierwszy rzut oka widać, że nie jest to komiks dla młodszych czytelników. Kolory są stonowane co powoduje mroczny klimat całej opowieści. Warto również zwrócić uwagę na kadrowanie, gdyż Chiang wykorzystuje całą stronę, a nie tylko jej poszczególne kadry. Zeszyty z rysunkami Akinsa to zdecydowanie przeciwieństwo tego pierwszego. Jego bohaterowie wyglądają jakby ich wyjęto z bajki w kanale telewizyjnym dla dzieci. Przez to mamy na początku problem ze zidentyfikowaniem niektórych osób. Kolorystyka również nie jest za dobra, można odnieść wrażenie, że autor chciał pokazać wszystkie możliwe kolory w palecie jakiej dysponuje.

"Krew" to bardzo dobry komiks pod względem historii. Stawia ona czytelnika przed nową koncepcją i mitologią Wonder Woman. Mamy tu dynamiczną akcje, intrygę i zaskakujące zwroty akcji. Dużym błędem jest wykorzystanie dwóch rysowników o tak odrębnych stylach. Niestety przez to historia nie składa się tak dobrze. Czasami możemy spotkać się ze zgrzytem dialogowym. Zdarzają się w nich nielogiczne teksty, które nie pasują do sytuacji. Mimo wszystko album czyta się bardzo szybko i ma się ochotę sięgnąć po kolejny. Warto również zaznaczyć, że jest to pierwszy w Polsce komiks o solowych przygodach Wonder Woman. 

Ocena: 8/10 




wtorek, 12 maja 2015

Venom

Wielka Kolekcja Komiksów Marvela cieszy się bardzo dużą popularnością w naszym kraju. Dlatego udało się przedłużyć serie o kolejne numery. I tak dzięki temu w nasze ręce trafia sześćdziesiąty trzeci tom zatytułowany Venom. Kultowy złoczyńca z uniwersum Spider-Mana, którego nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Tym razem jednak w nowej odsłonie, która może zdziwić czytelników.

Weteran wojskowy Eugene "Flash" Thompson dla swojego kraju poświęcił wszystko. Podczas jednej z misji zachował się jak bohater i został ciężko ranny, co zmusiło lekarzy do amputacji obu nóg. Teraz otrzymuje on drugą szanse. Bierze on udział w tajnym eksperymencie o nazwie "Operacja Venom". Połączono go z pozaziemskim symbiontem, który niegdyś należał do Spider-Mana oraz był zarazem jednym z jego najgorszych wrogów. Dzięki połączeniu otrzymał on nowe zdolności i umiejętności, które pragnie wykorzystać w dobrym celu. Jednak jedynie siła woli Thompsona może utrzymać kosmicznego potwora w ryzach i nie wypuścić krwiożerczej bestii na wolność.

Venom, a raczej Agent Venom bo tak powinien brzmieć tytuł tej serii komiksowej to świetne założenie, które niestety nie zostało dobrze przedstawione w pierwszych komiksach. Głównym bohaterem jest Eugene "Flash" Thompson, czyli szkolny prześladowca Parkera, a w dorosłym życiu najlepszy przyjaciel i prezes fanklubu Spider-Mana. Jest on przykuty do wózka inwalidzkiego i właśnie wychodzi z nałogu alkoholowego, dlatego stał się doskonałym kandydatem na nosiciela symbionta. Wewnętrzne zmagania z uzależnieniem, depresją i zobowiązaniami rodzinnymi doskonale współgrały z pomysłem jaki autor Rick Remender chciał przedstawić w swojej wizji. Ciągła walka pomiędzy nosicielem a Venomem to doskonały pomysł, jednak nie przekonuje. Owszem Thompson ma 48 godziny na każdą ze swoich misji, bierze środki uspokajające aby panować nad symbiontem ale nie odczuwamy tego co planował autor. Mieliśmy otrzymać komiks w stylu agenta 007 w świecie Marvela, więc apetyt był duży. Niestety tak naprawdę brak tu agenta. Venom działa po jasnej stronie mocy, walczy ze swoim wewnętrznym demonem, ale to już w komiksach było. Przypomina to trochę zmagania Bannera z Hulkiem, bestia i profesor, tu mamy bestie i weterana. Inne profesje ale wewnętrzna walka jest ta sama. Oczywiście nie było by Venoma bez Spidera, tak więc i ten znany bohater musiał się pojawić, i trzeba przyznać, że ten wątek był jednym z lepszych w całej opowieści. Na dobrym poziomie jest również narracja, która jest poprowadzona z strony Flasha Thompsona, jednak nie ratuje to fabularnie komiksu.

Za rysunki w tej opowieści w głównej mierze odpowiada Tony Moore i trzeba przyznać że jest to interesujący rysownik. Jego prace to głównie okładki różnych komiksów i w tym tak naprawdę się specjalizował. W tej opowieści świetnie wykorzystał swój styl pełny czarnego humoru, który znakomicie wpasował się w koszmarnie zakręcony świat Venoma. Nie boi się tworzyć kadrów pełnych mrocznych kolorów i ciemnego otoczenia. Każdy z jego rysunków jest bardzo naturalny pod względem dynamiki i bardzo rzeczywisty. Równie dobrze można by było wykorzystać te prace do stworzenia filmu.

Pierwsze pięć zeszytów cyklu Venom niestety rozczarowują. Poza pomysłem nic tutaj nie ma. Cała opowieść jest ratowana jedynie poprzez rysunki, ale nawet najlepsze prace nie uratują słabego scenariusza. Czuję się bardzo oszukany tą nową wizją na kultowego poniekąd Venoma. Owszem, można go przeciągnąć na stronę dobra, ale ta próba jest nieudolna. Konflikt z nosicielem jest interesujący, ale nudzi się po dwóch zeszytach gdzie okazuje się, że nieprzekraczalne 48 godzin nic nie znaczą, tak samo jak ładunek wybuchowy, który ma w razie czego zabić nosiciela i symbionta. Zdecydowanie komiks nie jest godny polecenia, chyba że ktoś planuje mieć szerszy obraz tego bohatera przed czytanie Spider Island.

Ocena: 4/10

 


piątek, 8 maja 2015

Fantastyczna Czwórka: Koniec

Wielka Kolekcja Komiksów Marvela wydawana przez Hachette to teoretycznie wyselekcjonowane najlepsze komiksy wszech czasów. Trafiają się tutaj świetne pozycje jak i nie wiedzieć czemu bardzo złe. Na szczęście pięćdziesiąty drugi tom należy do tych pierwszych. Co ciekawe nie jest to opowieść z głównego uniwersum, ale alternatywna rzeczywistość przesunięta o kilkanaście lat do przodu. Co w nim takiego dobrego? Mam nadzieję, że przekonacie się czytając ową recenzje.

W odległej przyszłości członkowie pierwszej super rodziny Marvela są uwielbiani za przeniesienie ludzkości w nową złotą erę. Cały układ słoneczny został skolonizowany i jest chroniony przed najeźdźcami z zewnątrz. Bohaterska drużyna wiele lat wcześniej została rozwiązana, a jej członkowie ruszyli własnymi ścieżkami. Kiedy jednak tajemniczy łotr z przeszłości grozi zniszczeniem wszystkiego co starała się stworzyć przez te wszystkie lata Fantastyczna Czwórka, bohaterowie muszą się po raz kolejny zjednoczyć. W grę wchodzi nie tylko bezpieczeństwo i dobro własnej rodziny, ale również całej galaktyki.

Alan Davis podjął się bardzo ciekawego zadania gdyż odpowiada zarówno za scenariusz jak i rysunki. Z jednej strony jest to bardzo dobry zabieg, gdyż mógł w pełni przelać na papier swoją wizję związaną z Fantastyczną Czwórką. Historie w alternatywnym uniwersum zawsze przykuwają uwagę fanów i przeważnie są to dobre opowieści. Tak też jest i w tym przypadku. Davis rzuca nas do przyszłości, gdzie pierwsza rodzina Marvela nie jest już rodziną. Każdy z jej członków prowadzi osobne życie i ma swoje problemy. Autor świetnie wykorzystuje każdą z postaci, wyciągając ich najważniejsze cechy na pierwszy plan. I tak u Thinga najważniejsza jest rodzina i jej bezpieczeństwo, u Pochodni bycie bohaterem i zwalczanie złoczyńców itd. Dostaniemy tu pełną paletę antagonistów z jakimi musiała się zmierzyć Fantastyczna Czwórka. Nie zabraknie Dr. Dooma, Inhumans, Mole Mana oraz wielu innych stworzonych przes Lee i Kirby'ego, a wszystko to mieści się w sześciu zeszytach. Nie zabraknie akcji i dynamicznych widowiskowych kadrów walk. Jako, że jest to alternatywne uniwersum autor mógł sobie pozwolić na zmiany w wyglądach bohaterów, co chyba jest najciekawsze w przypadku Avengersów. Scenariusz jest napisany dobrze i nie nudzi czytelnika, a wręcz przeciwnie siadamy i pochłaniamy komiks w całości za jednym zamachem.

Alan Davis to ceniony aktor, który pomysły przelewane na papier trafiają w gusta fanów jak i nowych czytelników. Potrafi szanować klasyczny styl innych twórców i przekonwertować go przez siebie tworząc coś unikatowego. Fantastyczna Czwórka: Koniec to bardzo dobra miniseria, która spodoba się nawet osobą, które nie przepadają za F4.

Ocena: 7/10




sobota, 24 stycznia 2015

Tajna Inwazja

Pięćdziesiąty piąty tom Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela to kolejny duże i ważne wydarzenie w uniwersum superbohaterów domu pomysłów. Po raz kolejny za scenariusz odpowiada Brian Michael Bendis, który za każdym razem stawia poprzeczkę coraz wyżej a jego historie są planowane dużo, dużo wcześniej zanim poznamy finałową serie.

Przedstawiciele rasy zmiennokształtnych Skrulli, która została wprowadzona do uniwersum komiksowego w drugim numerze Fantastycznej Czwórki w roku 1962, potajemnie przeniknęła do wszystkich istniejących obecnie grup ziemskich superbohaterów. Ich cel wydaje się bardzo prosty. Mają oni zamiar dokonać inwazji na pełną skale. Wykorzystują oni kompletny brak zaufania wobec poszczególnych superbohaterów, który jest wynikiem Wojny Domowej. Najpotężniejsi herosi muszą odłożyć na bok swoje animozje i zjednoczyć się przeciw najeźdźcom aby ocalić Ziemie i powstrzymać globalny atak Skrulli. Niestety nie wiedzą komu mogą ufać, a komu nie, ponieważ, każdy przyjaciel może się okazać wrogiem.

Punktem wyjścia dla Tajnej Inwazji był wydany rok wcześniej 31 zeszyt serii New Avengers w którym dowiadujemy się, że Elektra (przywódczyni Dłoni) nie jest tym za kogo wszyscy ją uważali. Okazuje się, że to Skrull podszywający się pod grecką zabójczynię. Od tego czasu wielu scenarzystów starało się przemycać pewnego rodzaju aluzje oraz smaczki zapowiadające to co ma nastąpić. Punktem przełomowym okazały się jednak wypowiedzi szefostwa wydawnictwa, którzy potwierdzili, że Elektra to nie jedyna bohaterka, która została podmieniona przez najeźdźców. Jak się okazuje Bendis to sprytna bestia, która jak zawodowy szachista planuje swoje ruchy z dużym wyprzedzeniem. Przygotowania okazały się bardzo skomplikowane i długotrwałe. Zaowocowały jednak bardzo dobrą historią i wydarzeniem, które po konsekwencjach wywołanych Wojną Domową postawiło ten komiks na piedestale oraz stał się obowiązkową pozycją, każdego fana komiksów Marvela. Cała intryga jest bardzo dobrze przemyślana i wielokrotnie zaskoczy czytelnika zwrotami akcji. Pojawienie się podwójnych superbohaterów tworzy bardzo ciekawe sytuacje, które na pierwszy rzut oka wydają się ciężkie do rozwiązania. Dodatkowo Bendis wykorzystuje w komiksie nie tylko głównych bohaterów zrzeszonych pod szyldem Avengers, ale również zbiera w wir akcji Thunderbolts, Young Avengers i wiele innych drużyn, dzięki czemu prezentuje się nam ponad setka różnych herosów i przestępców z uniwersum Marvela. Niestety sama główna seria zaprezentowana w wydaniu zbiorczym to dopiero wierzchołek góry lodowej. Jak to bywa w przypadku dużych wydarzeń cała historia zawsze jest uzupełniana dodatkowymi komiksami i pełen obraz otrzymujemy dopiero po przeczytaniu dodatkowych komiksów. Tak też jest i w tym przypadku. Niestety osoby, które nie znają poprzednich wydarzeń (zwłaszcza Wojny Domowej - Civil War), mogą się troszeczkę zgubić i być zaskoczone widokiem walki Avengers vs. Avengers. Dodatkowo czytając samą historie czytelnik, może odnieść wrażenie, że ma do czynienia tylko i wyłącznie z dużą bijatyką pomiędzy herosami. Tak to niestety bywa, kiedy nie mamy pełnego obrazu wydarzenia. Siłą napędową całego komiksu jest intryga Skrulli, którzy sieją zamęt wśród herosów. Nie wiadomo komu można ufać, a komu nie.

Rysunki Leinila Francisa Yu są wyjątkowe i wysublimowane. Można to zauważyć zwłaszcza w epickiej finałowej walce rozgrywanej w Central Parku. Na widok panoramicznych scen walki czytelnikowi może opaść szczęka, a oko będzie analizować każdy szczegół. Yu może się szczycić tym, że jest jednym z bardziej rozpoznawalnych artystów w branży. Miał on swoje przygody zarówno w Entity Comics oraz DC, jednak na stałe zagościł w Marvelu. Jego złożone i pełne szczegółów ilustracje cieszą oko a sceny walki zapierają dech w piersiach.

Tajna Inwazja to naprawdę bardzo dobry komiks zarówno pod względem fabularnym jak i rysunkowym. Niestety wymaga on sporej wiedzy o uniwersum i wcześniejszych wydarzenia. Nowy czytelnik, może się zgubić i nie rozumieć pewnych kwestii. Jest jednak szansa, że zmusi go to do sięgnięcia po inne tytuły i nadrobienia zaległości. W tym komiksie Brian Michael Bendis pokazuje po raz kolejny dlaczego jest jednym z najlepszych scenarzystów w Marvelu. Wydanie zbiorcze jak zwykle stoi na wysokim poziomie. Niestety tym razem otrzymujemy małą bardzo małą ilość dodatków. Zamiast alternatywnych okładek, można było umieścić informacje rozszerzające wiedzę o inwazji Skrulli na Ziemię. To chyba jedyny minus, który tak naprawdę nie odnosi się historii lecz do wydania. Komu możecie ufać ? O tym musicie się przekonać sami.

Ocena: 9/10



piątek, 21 listopada 2014

Wielka Wojna Hulka

Pięćdziesiąty pierwszy tom Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela to kontynuacja trylogii o szmaragdowym herosie. Pierwsza część zatytułowana "Planeta Hulka" została wydana w ramach tej samej kolekcji i podzielona na dwie części. Akcja tego komiksu rozgrywa się po wydarzeniach związanych z "Civil War" i nikogo nie dziwi Tony Stark na miejscu dyrektora S.H.I.E.L.D oraz podział superbohaterów na frakcje. Jednak czy są oni w stanie odłożyć na bok swoje różnice zdań i zjednoczyć się przeciwko nadciągającemu zielonemu kataklizmowi? Czy Ziemia jest na to gotowa?

Iluminaci to grupa składająca się z najpotężniejszych ziemskich superbohaterów. Uznali oni, że Hulk stanowi zbyt duże zagrożenie dla naszej planety i nie sposób jest go kontrolować. Doprowadzili tym samym do sytuacji w której zielonoskóry heros zostaje wysłany w kosmos. Trafia na planetę Sakaar, gdzie staje się gladiatorem i musi walczyć o życie. Pokonuje on tyrana zasiadającego na tronie i sprowadza pokój na planecie. Wszystko wydaje się być dobrze, aż do nieoczekiwanego wybuchu wahadłowca którym przybył na planetę. Oprócz tysięcy mieszkańców ginie również żona i nienarodzone dziecko Hulka. Teraz pełen gniewu powraca na Ziemię, by zemścić się na sprawcach tego zdarzenia. Działającemu w niewyobrażalnym gniewie goliatowi towarzyszy Przymierze wojowników z planety Sakaar, którzy pomogli mu w obaleniu czerwonego króla i stali się jego braćmi. Czy Iluminaci przeżyją to starcie ?

Głównym założeniem fabuły jest powrót do domu. Co ważniejsze Hulk się zmienił. Jest mądrzejszy, dużo silniejszy i zdeterminowany. Niewiele w nim pozostało z poprzedniego bohatera. Napędzany wściekłością, gniewem i rządzą zemsty pragnie aby jego oprawcy doświadczyli i poczuli to samo co on. Wielkie cierpienie i utrata tych, których kochał. W komiksie mamy dużo odniesień sytuacyjnych do "Planet Hulk", dzięki czemu komiks dużo zyskuje. Nasuwa się na myśl przysłowie "Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie". Przez pięć zeszytów otrzymujemy jedną wielką nawalankę, z różnymi przeciwnikami dużego kalibru. Zaczynając od Black Bolta, Thinga a na Sentrym skończywszy. Przez większość czasu możemy się delektować kadrami walk w Hulk przebija się pięściami przez kolejnych przeciwników. Cała rozpacz, która kieruje zielonym herosem spada na drugi plan i niknie w gąszczu ciosów. W żaden sposób nie wpływa to negatywnie na odbiór komiksu. Czyta się go przyjemnie, ponieważ historie z zielonym gigantem przyzwyczaiły nas do masowego zniszczenia i ciągłej walki. Tym razem jest jednak zaplecze z większą całością, którą Greg Pak przygotowywał wiele lat wcześniej. Trzeba przyznać, że wyszło mu to całkiem zgrabnie.

Rysunkami w środkowym tomie trylogii zajął się John Romita Jr. który znany jest czytelnikom Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela. Jego prace podzieliły fanów na dwa obozy i budzi skrajne emocje. Tych co uważają go za dobrego i kreatywnego rysownika. Oraz na tych, którzy starają się omijać komiksy z jego pracami szerokim łukiem. Niestety tych drugich jest więcej. Romita Jr. rysuje w specyficzny sposób. Jego bohaterowie posiadają szerokie twarze, a kobiece bohaterki charakteryzują się niezmiennie jedną i tą samą twarzą. W takim rozrachunku Hulk wygląda dość dziwnie. Niemożna jednak kwestionować tego, że miał on wpływ na wiele serii i ważnych wydarzeń w wydawnictwie Marvel. Szkoda że duet C.Pagulayan i A.Lopresti z pierwszego tomu "Planet Hulk" nie zostali zatrudnieni do kontynuowania opowieści.

Pomimo kilku wad które ma "Wielka Wojna Hulka" to pozycja bardzo dobra. Może nie pokazuje nam całego ogromu wydarzenia jakim jest inwazja zielonej szramy na Ziemię gdyż trzeba by było przeczytać kilka tie-inów, gdyż po ich lekturze historia nabiera rumieńców. Podobna sytuacja miała miejsce w stosunku do "Civil War". Tam również główny komiks nie ukazywał nam wszystkiego co działo się z bohaterami. Niestety taki urok ważnych "eventów" w uniwersum Marvela. Ważne jest jednak to, że zachęca to do sięgnięcia po dodatkowe numery różnych serii. "Wielka Wojna Hulka" to obowiązkowa historia dla fanów rozwałki, która kończy pewien etap w życiu zielonego giganta.

Ocena: 9/10




środa, 13 sierpnia 2014

Fantastyczna Czwórka, Niepojęte

Przygody pierwszej rodziny superbohaterów Marvela, możemy przeczytać w 37 tomie Wielkiej Kolekcji komiksów Marvela wydawanych w Polsce przez Hachette. Chociaż wiele osób podchodzi z dystansem do tego tytułu jak i do samych głównych bohaterów trzeba przyznać, że cała opowieść, a zwłaszcza jej pierwsza część to komiks na dobrym poziomie. Dlaczego warto po niego sięgnąć przekonacie się już za chwilę.

Fantastyczna Czwórka od ponad 50 lat podróżuje w czasie i przestrzeni, boryka się z problemami w tym i innych uniwersach. Wielokrotnie spotyka na swojej drodze złoczyńców, samozwańczych władców czy też alternatywne wersje swoich przyjaciół i rodziny. Wszystko to urozmaica najnowsza technologia i wynalazki tworzone przez Reed'a bardziej znanego jako Mr. Fantastic, jednak to nie jest najważniejszy element komiksu. Coś co go wyróżnia spośród innych tytułów z domu pomysłów jest "Rodzina", ponieważ to ona jest kluczem do sukcesu serii i tytułu. Tym razem powraca główny antagonista drużyny, władca Latverii - Doktor Doom. Od lat planował zawładnąć światem, jednak za każdym razem plany krzyżowała mu Fantastyczna Czwórka. Ponieważ podczas starć niejednokrotnie zawodziła technologia Doom postanowił sięgnąć do swoich korzeni i posłużyć się czarną magią. 

Udana opowieść o Fantastycznej Czwórce to połączenie przygody fantastycznonaukowej z operą mydlaną. Te dwa skrajne gatunki w bardzo łatwo jest przegiąć w jedną ze stron. Mark Waid i Mike Wieringo bardzo dobrze pokazują, jak można balansować pomiędzy tymi dwoma gatunkami. Scenariusz jest dobrze napisany i wciąga czytelnika. Mamy to przedstawione zarówno problemy F4 z ich codziennym życiem jak i Dooma, który postanawia wrócić do swoich korzeni i spróbować czegoś nowego, zapomnianego przez tyle lat. Mark Waid potrafi wyważyć napięcie i zostawić czytelnika ze szczęką na podłodze na koniec zeszytu. Genialnym pomysłem było wprowadzenie elementów mistycznych i "bariery umysłowej" jaką musi pokonać Mr. Fantastic aby ocalić swoją rodzinę. Niestety widać, że to właśnie on jest główną postacią tej opowieści i to on wydaje się najciekawszy w całym tomie. Nawet Ben, który można nazwać "swój chłop", niezbyt jest tu wyeksponowany. A szkoda, gdyż czytając komiksy z cyklu F4 to właśnie niebieskooki ulubienice ciotki Petuni jest zarówno spoiwem, komikiem i sercem drużyny. I tu również pojawia się problem. Jak już wcześniej wspomniałem, cały tom jest nastawiony na Reeda, i brak w nim całej drużyny. Zeszyty do tego albumy były rysowane przez dwóch autorów. Co ciekawe prezentują oni bardzo podobny styl, dzięki czemu nie ma zgrzytu kiedy przechodzimy do kolejnych zeszytów z innymi rysunkami. Trudno jest jednak nie zauważyć zdecydowanie większego doświadczenia i kunsztu Mikea Wieringo nad Casey Jonesem. Obaj panowie dają jednak plamę w rysowanie Sue i jej dzieci. Jedynym bohaterem, który wygląda dobrze w obu przypadkach to Thing. Cóż tak naprawdę to trzeba mieć talent, aby tę postać źle narysować. Wielka szkoda, że rysunki na okładce są zdecydowanie lepsze i ciekawsze niż te w środku.

Niestety 37 tom Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela wypada bardzo średnio. Dość ciekawie zapowiadająca się historia ze słabymi rysunkami nie wciąga tak bardzo jak powinna. Plusem są natomiast dodatki ponieważ mamy ich aż 13 stron. Tym razem wydawnictwo oprócz wypowiedzi scenarzysty dodało drzewo genealogiczne Richardsow, przedstawiło alternatywne drużyny oraz początki Dr. Dooma. Dzięki temu album jest naprawdę spory bo liczy sobie 196 stron. Pomimo wszystkich minusów warto sięgnąć po ten album i zapoznać się z dobrze zapowiadającą się historią, która ma swoją kontynuację w 41 tomie WKKM.


Ocena: 5/10